Zapraszam do zapoznania się z recenzją kremu Garnier Miracle Cream!
Szukałam dobrego kremu na noc, ten kupiłam właściwie w
ciemno, nie ukrywam, że zachęciło mnie opakowanie i zapewnienia producenta
„natychmiast po przebudzeniu: nawilżona, widocznie wypoczęta i gładsza skóra”.
Pierwszej nocy, a właściwie to pierwszego ranka trochę się zawiodłam. Nie
oczekiwałam, że po pierwszym użyciu będą widoczne duże różnice, ale skóra na
pewno nie wyglądała na wypoczętą. Oczywiście kremu nie przekreśliłam, przecież
nie można dokonać oceny produktu po jednym zastosowaniu. Zajrzałam na
wizaż, a
tam – zachwyt nad Miracle Cream! W takim razie nie pozostało mi nic innego, jak
stosować i czekać na wynik.
Niestety, efektów żadnych nie doczekałam, a już na
pewno nie pozytywnych. Kiedy wieczorami nakładałam krem, cera była po nim
zaczerwieniona, ogólnie odczuwałam dyskomfort, a przy mikrouszkodzeniach trochę
szczypało. Jak tu mówić o właściwościach nawilżających, jeżeli nie powinno się
go stosować na podrażnienia? Nie przynosi ulgi dla skóry i nie nawilża.
Kosmetyk w ogóle się nie wchłania. Nie rozumiem, dlaczego na
opakowaniu zalecone jest nakładanie dwóch dużych porcji kremu – ja odnosiłam
wrażenie, że nawet po nałożeniu niewielkiej ilości miałam tego mnóstwo na
twarzy, próbowałam wmasowywać, wklepywać, i nic. Nie byłoby to problemem, gdyby
krem spełniał oczekiwania, jednak moja twarz wcale nie wyglądała po nim dobrze.
Każdego ranka skóra była tłusta, okropnie się świeciła.
Krem ma naprawdę przyjemny zapach, lecz w ogóle się on nie
utrzymuje, czuć go jedynie w pudełeczku i w trakcie nakładania.
Konsystencja jest beznadziejna. Oczywiście, krem ślicznie
wygląda w opakowaniu, jak budyń. Na początku mnie również zachwyciło, że po
każdym użyciu krem się wygładza, wygląda jak nowy. Cóż mi jednak po ładnym
wyglądzie, skoro w ogóle się nie wchłania?
Nie będę oceniać długotrwałego efektu, jakim miała być
redukcja zmarszczek, ponieważ nie mam na razie ich zbyt wielu, więc trudno
byłoby mi mówić o wygładzeniu.
Dla mojej skóry krem jest na tyle nieodpowiedni, że nie
zużyłam go do końca. Zazwyczaj staram się całkowicie wykorzystywać kosmetyki,
tym razem nie dałam rady. Została dosłownie resztka na dnie opakowania i się
poddałam. Nie mogłam już patrzeć na moją zaczerwienioną wieczorem i tłustą rano
cerę.
W skrócie
zalety:
+ starcza na długo
+ estetyka (w opakowaniu wgląda jak budyń)
wady:
– nie nawilża
– twarz nie wygląda na wypoczętą
– zaczerwieniona skóra
– nie wchłania się
– zapach szybko się ulatnia
– nie należy go stosować na podrażnioną skórę (szczypie)
Mam świadomość, że ile użytkowniczek – tyle opinii. Wy stosowałyście Miracle Cream? Jak się sprawdził? Dajcie znać w komentarzach